czwartek, 14 maja 2015

Over the hills and far away

Cześć! 
Wybaczcie moją nieobecność, ale rozpoczyna się właśnie u mnie okres nieprzespanych nocy, ciągłego narzekania, hektolitrów wypitej kawy no i oczywiście "cholera, jutro egzamin, a ja nic nie umiem". Tak, tak Moi Drodzy. Kosmaty potworek, nazywany Sesją. Chyba u każdego studenta to słowo powoduje szybsze bicie serca albo chociaż chwilę zadumy i próby przypomnienia sobie jak to się stało, że semestr tak szybko przeleciał. Jakby poniosły Was juwenalia to przypominam - sesja is coming. 
Ja swoje juwenalia spędziłam jak co roku - nad książkami, ucząc się kolejnych, zapewne nie do końca przydatnych rzeczy (w ramach ciekawostek studenckich: wiecie, że "najciekawszą" rzeczą, jaką czytałam na zajęcia była ustawa o cmentarzach i chowaniu zmarłych?...)



wtorek, 5 maja 2015

Shake it out

Cześć!
Ostatnią sesję sponsoruję wiatr i trochę słońca, które akurat wychodziło za chmur w najmniej oczekiwanym momencie i prześwietlało zdjęcia. Stąd część zdjęć ma ładne słoneczko, część brzydkie, a część nie ma w ogóle słoneczka.
Wiecie co? Po raz pierwszy robiłam zdjęcia w zupełnie publicznym miejscu! No wiecie, nie chowałam się po kątach, parkach, parkingach czy za ścianą, tylko z dumą wyszłam na plac pełen ludzi (... no prawie) i pięknie pozowałam (... pięknie, ja drzewo). I wiecie co? Wcale nie wzbudziłam sensacji. Ludzie nie zwracali mnie większej uwagi, proszę, jak społeczeństwo poszło do przodu! :p
Z tego miejsca, chciałabym serdecznie podziękować Muzeum Narodowemu, że tak dzielnie posłużyło nam za tło do zdjęć, długo szukaliśmy takiego zacnego tła ("nie chce mi się nigdzie iść, może tutaj zrobimy zdjęcia?"), po ciężkich próbach - misja zakończyła się sukcesem. Zdjęcia zostały wykonane.


sobota, 2 maja 2015

Hold back the river

Cześć Wam!
No i mamy ten piękny, zimny i deszczowy weekend majowy. Nie żeby mi to robiło jakąś różnice i tak siedzę w domu cały czas i się uczę, bo moja Alma Mater sobie przedterminy w maju wymyśla. 
W sumie dla mnie to nawet lepiej, że pada... Siedzieć na książkami. jak za oknem świeci słoneczko, a wszyscy na fejsa wrzucają zdjęcia z "majowego chillu", nie jest zbyt przyjemne i nie nastraja pozytywnie do życia. 
Doszłam do wniosku, że założenie bloga to był dobry pomysł. Internet jakoś zawsze kojarzył mi się z niekończącym hejtem, a tutaj okazuje się, że w sieci są normalni ludzie, którzy pomogą, doradzą, a nawet jakimś ciepłym słowem obdarzą - jestem bardzo mile zaskoczona ;P 
Nie wspomnę nawet jak poszerzyły mi się horyzonty ubraniowe! Zaczęłam nosić spódnicę i ubierać się bardziej kolorowo. Teraz "nie-mam-się-w-co-obrać" outfit to kolorowy t-shirt i jeansy, a nie total black look, jak jeszcze całkiem niedawno. Uważam to za dość spore osiągnięcie i serio liczę na to, że blog pomoże mi w jakiś sposób "ustatkować" mój styl.



wtorek, 28 kwietnia 2015

Into the west

Cześć Wam! 
Dzisiaj, ponieważ mój recenzent notek narzeka, że ciągle piszę o tym samym, postanowiłam Wam powiedzieć co też ciekawego spotkało mnie w zeszłym tygodniu. 
Zacznę od tego, że w końcu mam swoją wymarzoną pogodę (szkoda tylko, że nie mam czasu się nią cieszyć - okej, miałam nie narzekać). Korzystając wiec z okazji, zaopatrzyłam się w zapas spódnic (co jest bardzo dziwne, bo nie nie nosiłam spódnic od stu lat) i z radością nosze owe spódniczki w ciepłe dni. Udało mi się nawet strzelić parę fociaków, co zaraz Wam będę pokazywać. Dodam tylko, że ta sesja, jest według mnie najładniejszą jaką do tej pory udało nam się skleić na bloga. Daleko jej do ideału, ale nawet mój perfekcjonizm jest z niej dość zadowolony (pod warunkiem, że nie patrzy na dziwne rzeczy, które robię z nogami i rękami).


środa, 22 kwietnia 2015

Good life

Cześć ;)
Dzisiaj mam dla Was zdjęcia jeszcze z weekendu i  na wstępie posta chciałabym Wam opowiedzieć o złośliwości natury (albo o moim braku farta w życiu). Przez cały tydzień oczekiwałam weekendu, ponieważ to miał być pierwszy całkowicie wolny weekend od dłuższego czasu i snułam piękne, wiosenne plany (np. ja hasająca po łące pełnej kwiatów). Przychodzi długo wyczekiwany weekend i co? I deszcz, wiatr i śnieg... No i ja, odkładająca chwilowo hasanie na łące i próbująca zrobić jakieś zdjęcia na bloga (próbująca to słowo klucz w tej wypowiedzi). Nie ma, że boli zdjęcia zrobić trzeba, trudno, że zimno, mokro i wieje ;P
Odrzuciłam moje ukochane NB (tak jak pisałam, jak pada deszcz to chowam je z odpowiednimi honorami do szafy) i wróciłam do workerów oraz (tak, tak :p) do mojej nieśmiertelnej parki, którą to męczyłam Was przez ostatnie 292714 postów ;p. Odpięłam, tylko od niej wewnętrzne futerko (co po wyjściu na pole okazało się bardzo złym pomysłem). Jedna rzecz w niej jest dość problematyczna. Świetnie, że ktoś wpadł na pomysł z owym odpinanym futerkiem wewnątrz, co powoduje, że można ją nosić zarówno jak jest zimno jak i wtedy jak jest trochę cieplej. Tylko czemu nikt nie wpadł na to, żeby zrobić też odpinane futerko na kapturze? Jak widać nikt nie jest idealny (nawet moja parka, mimo, że niewiele jej brakuje).

piątek, 17 kwietnia 2015

So what

Cześć! Jak tam Wam mija dzisiejszy dzień?
Bo mi mój upływa pod znakiem nauki i użalania się w jakiej to ja czarnej d..ziurze jestem. Oh, jakbym chciała cofnąć czas żeby znów był październik. Zrealizowałabym wszystkie moje założenia odnośnie bieżącej nauki i chodzenia na wszystkie zajęcia (... no może?). No, ale, czasu cofnąć się nie da, więc pozostaje mi dzisiaj przeżywać w jakiej czarnej d...ziurze jestem. (tak, tak, dawno nie narzekałam na studia ;P)
Dzisiejszy wieczór spędzę, jak praktycznie większość piątków - ucząc się. Gdzieś mi się obiło o uszy, że okres studiów to najlepszy okres pełen zabaw i lenistwa. Nie wiem kto to wymyślił, ale paskudnie kłamał. 



piątek, 10 kwietnia 2015

Sun goes down

No i przyszła wiosna. 
Co prawda u mnie, nie wiedzieć czemu, spowodowała napływ lenistwa, ale tłumacze sobie to jeszcze pozostałością klimatu świątecznego. Odnośnie świąt to po zjedzeniu wszystkiego co znajdowało się na stole (nie było ważne na jakim stole, ważne, że nadawało się do jedzenia), postanowiłam przejść na dietę (tak, jakbym przez całe życie nie była na diecie...). Trwała ona dokładnie 1,5 dnia, kiedy to mój Luby przyszedł do mnie z paczką czipsów, bo ma zły humor. Nie przychodzi się do mnie z paczką czipsów. Szczególnie jak jestem na diecie. Mam słabą silną wole i jeśli chodzi o jedzenie jestem mało asertywna ;P A tak na poważnie, to przez ostatnie, 4 miesiące, jadłam tylko warzywa i powiem szczerze, że teraz jak widzę warzywo to mam ochotę uciec. Chociaż według mojego podejścia, czekolada to warzywo, wiec wychodzi na to, że nie przed każdymi warzywami chce uciekać.
Widzę, że znów mi się włączyło gadanie i pisze co mi ślina na język (klawiaturę?) przyniesie, wybaczcie!



wtorek, 7 kwietnia 2015

Praga moim okiem

Cześć! Wróciłam z zaświatów i dzisiaj przychodzę do Was z postem odbiegającym od ogólnej tematyki bloga, ale jakże bliskiej mojemu sercu - będzie trochę o podróżach. Dokładniej rzecz ujmując dzisiaj będzie o Pradze, która zwiedziłam przed świętami. Pisząc tego posta mam nadzieje na podwójną korzyść, po pierwsze: ja będę się cieszyć, bo będę mogła gdzieś ględzić na temat, na który lubię, a po drugie - może kiedyś, komuś zupełnie przypadkiem się przyda moja subiektywna ocena. Zapomniałabym! W poprzedniej notce obiecałam dużo ładnych zdjęć, niestety, jak uświadomiłam sobie, że ładne zdjęcia = noszenia kamienia do robienia zdjęć na szyi, szybko z tego pomysłu zrezygnowałam. Telefon też robi ładne zdjęcia i nie waży 7 ton, więc tego się trzymajmy ;P


niedziela, 29 marca 2015

Black look

Cześć!
Znów nadaje po przerwie, jak zawsze natłok spraw mnie zjadł i już teraz, na wstępie, zapowiadam moją kolejną nieobecność. Tym razem, jednak to będzie "przyjemna" nieobecność. Wyjątkowo, nie spowodowana tym, że nie ogarniam życia, tylko pewną sprawą, o której Wam nie powiem od razu, bo jestem wredna. W następnej notce dowiecie się dlaczegóż to mnie nie było. (Istnieje jednak szansa, że całkiem niechcąca się wygadam - tak to ja i mój za długi jęzor). 
Wiosna już sobie u nas zagościła, dlatego dzisiaj będzie bardzo kolorowy zestaw. Otóż cały czarny. Tak, dokładnie. W sumie to jakiś czas temu chodziłam tylko na czarno, a moim ulubionym kolorem była mroczna czerń, zaraz po czarnej czerni. Teraz trochę mi się odwidziało i raczej odstawiłam czarne total looki, co nie znaczy, że pożegnałam się z tym kolorem na dobre (w końcu czarny wyszczupla, no nie? Poza tym kto rano biegał w panice i wykrzykiwał "nie mam się w co ubrać!" docenia porządny czarny total look). 
Dzisiejszy zestaw jest, wiec trochę powrotem do korzeni. 

niedziela, 22 marca 2015

23!

Wiecie jaki dzisiaj jest dzień? Tak, Światowy Dzień Wody, owszem. ALE! Dzisiaj jest jeszcze jedna wyjątkowa okazja. Dzisiaj świętujemy upływ kolejnego roku, w którym do niczego nie doszłam ;P 
Tak, tak, dokładnie. Od dzisiaj mam 23 lata (oh God, why?). Oficjalnie... Mentalnie wciąż mam między 3, a 5 - zależy czy widzę słodkiego kotka, czy tylko dobrą czekoladę. 
Mam swoją zasadę: uznaję, że jest tylko jeden dzień w roku, kiedy mogę robić co chce, jeść co chce ( i nie przejmować się wartością kaloryczną) i przede wszystkim nie martwić się niczym i odciąć się od wszystkich problemów. Oh, gdyby każdy dzień mógł być taki beztroski (albo chociaż niech te wszystkie ciastka z dzisiaj pójdą w cycki, proszę!).
Wzięłam nawet aparat żeby uwiecznić ten dzień, tylko... ekhm... zapomniałam zrobić zdjęcia najważniejszemu dzisiaj - czyli sobie.
Ale coś Wam pokaże! Z racji tego, że wybrałam się na spacer, porobiłam zdjęcia i muszę się przyznać, że poszłam na całość ze  i zrobiłam ich aż... 3.


środa, 18 marca 2015

Over my head

Cześć ;)
Dzisiaj tak inaczej - dodaje post w środku tygodnia. Mimo, że zdjęcia zrobiłam w weekend, ale jakoś nie miałam za bardzo czasu żeby tutaj zaglądnąć i ogarnąć jakąś notkę. No, w sumie dzisiaj też na to za bardzo nie mam czasu, ale wszystko jest ciekawsze niż uczenie się pierdół. 
Mam straszną ochotę rzucić wszystko i pojechać gdzieś na wakacje, albo zrobić coś odmóżdżającego. Jeśli chodzi o to drugie to tutaj z pomocą przychodzi mi Moja Rodzicielka, zrzucając na mnie wszelkie obowiązki domowe. Eh, dzięki Mamo, nie do końca o to mi chodziło... Mam ochotę na coś pomiędzy "leże i się nie ruszam", a "leże i się trochę ruszam", latanie z odkurzaczem nie mieści się w żadnej z tych kategorii.




czwartek, 12 marca 2015

Cosmic Love

Cześć!
Znów zostałam zmuszona do opuszczenia Was na jakiś czas. Niestety zajęta byłam różnego rodzaju pierdołami, zwanymi górnolotnie moimi studiami. Tak, ostatnio jestem totalnym nolifem i nie mam na nic czasu, ale na szczęście, dzisiaj zaczyna się mój weekend (co z tego jaki tak mam milion rzeczy do zrobienia?). No cóż, będę robiła dobrą minę do złej gry i udawała, że życie jest piękne, wcale nie potrzebuje 8h snu, a i nauka od rana do wieczora to moje hobby i jakoś wytrzymam do wakacji.
Tak, wiem. Znów musicie oglądać moją parkę, ale dzisiaj było tak zimno, że nawet mój fotograf nie pozwolił mi jej zdjąć do zdjęć (nie musiał mnie za długo od tego odwodzić, źle bym wyglądała jako pozująca kostka lodu). Bardzo bym chciała rozszerzyć moją gamę odzieży wierzchniej (? tak to się nazywa, no nie?), np o piękny szary płaszczyk oversize, ale... jestem totalnie spłukana, tak więc nie będzie żadnych płaszczyków, torebeczek ani bucików i będziecie musiały znosić moją parkę na każdej stylizacji do maja co najmniej, a że ma odpinane futerko ze środka to może nawet i dłużej ;P



piątek, 6 marca 2015

Paradise City

Cześć.
Znów nadaje do Was po krótkiej przerwie. Co to był za tydzień. Wyjątkowo upierdliwy, ale jakoś udało mi się go przeżyć. Cudownie. Kolejny będzie jeszcze gorszy :P
Doba mogłaby mieć np. 36h, wtedy myślę, że spokojnie wyrabiałabym się ze wszystkimi rzeczami, które mam do roboty, bo ostatnio 24 to dla mnie zdecydowanie za mało. Przykład: wczorajsze wieczorne ćwiczenia zaczęłam o 0:30. Kto normalny ćwiczy po północy? No normalny nikt, tylko ja. 
O zdjęciach mogę tylko pomarzyć, dlatego z góry przepraszam, za dzisiejsze słabo światło, ale robiliśmy je około 18, w miejscu, gdzie w przybliżeniu było 7 milionów osób. Swoją drogą zauważyłam, że stanowiliśmy dość ciekawą atrakcję. Niektórzy nawet przystawiali żeby się przyjrzeć. Ja nie rozumiem, nie widzieli nigdy jak ktoś robi zdjęcia, czy co? ;P


 

piątek, 27 lutego 2015

Jubel

Cześć ;)
W końcu dobiegł końca pierwszy uczelniany tydzień (a myślałam, że ten dzień nigdy nie nastąpi). Ogólnie to była jedna wielka masakra. Wydaje mi się, że będę przez kilka następnych miesięcy gościem w moim domu, a większość mojego czasu będę spędzać na zajęciach (kto wymyśla te beznadziejne przerwy między wykładami?).
Podsumowując upływający tydzień: jeden z moich wykładowców jest psycholem (serio! ); podobno to ja jestem nieogarnięta życiowo i robię awantury z byle powodu, ale zdecydowanie mogłabym się uczyć, w tej materii, od pań z dziekanatu. Ja na prawdę nie wiem o co tym kobietom chodzi. Chciałam je zrozumieć, ale serio się nie da. 



poniedziałek, 23 lutego 2015

Bonfire heart

Cześć!
W ostatnim poście pisałam Wam, że błogie lenistwo dobiega końca. Owszem, ale nie byłabym sobą jakbym czegoś nie pomieszała. Tak, wracam na uczelnie, ale nie dzisiaj, tak jak myślałam, ale jutro. Jakimś cudem ogarnęłam to wcześniej, co uchroniło mnie od odbicia się od zamkniętych drzwi mojej Alma Mater. Dostałam, więc, w gratisie, jeden dodatkowy dzień lenistwa - został spożytkowany w 100%. Skłamałabym jednak, jakbym powiedziała, że wracam na uczelnie naładowana nową energią i motywacją, jest zupełnie odwrotnie. Jakbym mogła mieć jeszcze trochę wolnego chętnie bym z niego skorzystała. 


piątek, 20 lutego 2015

There is nothing chocolate can't fix

Taki dokładnie napis znajduje się na mojej koszulce. Musicie mi uwierzyć na słowo, bo mimo moich usilnych prób na żadnym zdjęciu nie widać tego do końca (podczas robienia zdjęć było tak zimno, że nie pokusiłam się o zdjęcia bez mojej parki). Jak tylko ją zobaczyłam, wiedziałam, że koszulka z takim napisem, musi znaleźć się w mojej kolekcji (zgodnie z moją ideologią życiową: Nigdy za dużo bluzek z fajnym printem/napisem).

Dzisiaj zawitała wiosna. Pierwszy raz od niepamiętnych czasów ubrałam się ZA ciepło i nie dygotałam z zimna. Mam nadzieje, że to już stan na dłużej i że na dobre będzie można pomachać na pożegnanie zimowym baleronom.



środa, 18 lutego 2015

Mix of photo #3

W sumie to, nie miałam w planach dzisiaj pisać notki, ale coś mnie podkusiło, żeby tutaj napisać i ogłosić, że środa była - Dobrym Dniem. Jeszcze nie wiem co ostatecznie z tego dnia wyjdzie, ale czuje, że coś dobrego. Też tak czasem macie? Że wewnętrznie czujecie, że coś się stanie? Jeśli tak to wiecie jak się dzisiaj czuje.
W sumie nie jestem zbytnio przygotowana zdjęciowo do notki. Mam soczyste jeszcze świeże zdjęcia, (przez które o mało dzisiaj nie zamarzłam) ale muszą jeszcze poczekać na swoją kolej. Tak więc dzisiaj będzie kolejna odsłona misz-maszu, czyli zdjęcia z mojego tygodnia.


poniedziałek, 16 lutego 2015

Flaws

Cześć!
Chciałam stwarzać pozory, że zostawiłam moją parkę i koc w domu, ale nie będę Was oszukiwać - jestem totalnie przyklejona zarówno do jednego, jak i do drugiego i raczej się z nimi nie rozstaje. Także bądźcie gotowi na to, że 90% stylizacji będzie zawierało ową parkę i szal. Tak już mam, że jak coś skradnie moje serce to chodzę w tym na okrągło - taki mój urok (pomijam fakt, że w sumie to moja jedyna kurtka, która nadaje się na obecną porę roku - jak widzicie słaba ze mnie blogerka :P) 



piątek, 13 lutego 2015

Beautiful Day

Piątek 13 zupełnie nie jest mi straszny, szczególnie jak za oknem dużo słońca i ciepła. Pewnie widzieliście, że zrobił się bardzo ciekawy trójkąt: Tłusty Czwartek, Piątek 13 i Walentynki - no cóż, to dość ciekawe połączenie (ciężko o kombinacje trzech gorszych dni w roku - chyba, że jakiś cudem wypadłyby 3 poniedziałki pod rząd...)
Jestem z siebie bardzo dumna, bo nie zjadłam wczoraj żadnego pączka i dodatkowo zwlekłam się na siłownie - dietę trzeba trzymać... eee no, taaaa... dzisiaj moja dieta się opiera na zapiekance z krakowskiego Kazimierza (jeśli kiedyś będziecie w Krakowie to musicie spróbować, są najlepsze na świecie!). No cóż, najpierw masa, potem rzeźba (ewentualnie w moim przypadku: najpierw masa, potem... masa). 


wtorek, 10 lutego 2015

Mix of photo #2

Dzisiejszy wtorek ogłosiłam Najbardziej Leniwym Wtorkiem lutego. Od rana siedzę w cieple, pije kawę, oglądam pierdoły w tv i czytam książkę. Zauważyłam, że moje książkowe gusta się zmieniły i od klasyki literatury przeskoczyłam na książki o zombiakach i śmiercionośnych wirusach, które zabijają połowę populacji ludzkiej. Ehh, na starość głupieje... 
Przedstawiam Wam plany na dzisiejszy dzień w wielkim skrócie:


I moje plany na dzisiejsze popołudnie w wielkim skrócie:


Muszę się przyznać, że po przedwczorajszym treningu mam zakwasy na żebrach. Nie wiedziałam, że można mieć w tym miejscu zakwasy, ale jak widać można i to całkiem bolesne. Nie byłabym jednak sobą, gdybym po wczorajszej siłowni nie wsunęła czegoś niezdrowego, czego zdecydowanie nie powinno się jeść po siłowni. No cóż życie i cała ja ;P


Jeszcze sesyjne zdjęcie, które postanowiłam nazwać "Geniusz panuje nad chaosem". Niestety moja mama nie podziela tego zdania, nie pomaga nawet wspieranie się Einsteinem i jego powiedzeniem, że skoro zabałaganione biurko jest oznaką zabałaganionego umysłu, to czego oznaką jest puste biurko? Zawsze wtedy słyszę: "Fajnie, ale nie jesteś Einsteinem". Jeszcze nie, ale wszystko przede mną...


Zdjęcie z niedzielnego spaceru. Wtedy jeszcze zima nie była aż taka zła. Teraz jest. Wczoraj wyszłam tylko na chwilkę i prawie zamarzłam. Było AŻ -3 stopnie! (Chyba ktoś sobie potwornie ze mnie zakpił i kazał mi żyć nie w tym klimacie, w którym byłoby mi dobrze...)


Sobotni Fed Cup. Radwańska vs. Kuzniecowa. Ten mecz utwierdził mnie w przekonaniu, że tenis jest ciekawy tylko wtedy, gdy oglądasz go przed swoim telewizorem, możesz przełączyć, gdy Twoja faworytka przegrywa lub gdy właśnie jesteś na kortach Rolland Garros, sącząc zimnego drinka i sprawdzasz na swoim Rolexie, ile jeszcze czasu zostało Ci do lunchu koło wieży Eiffla (wybaczcie, nie byłam w Paryżu i nie wiem czy koło wieży Eiffla można zjeść lunch...)


Na koniec: w smutku, po moich włosach. Standardowa ja: podskakuje za radości jak idzie do fryzjera, rozpacza potem przez miesiąc, że ścięła włosy...

piątek, 6 lutego 2015

So cold

Cześć Wam!
Dzisiaj przedstawiam Wam kwintesencje mojego blogowania, czyli zdjęcia na klatce schodowej zrobione telefonem ;P Mam coś jednak na swoje usprawiedliwienie - bardzo mi zależało, żeby w końcu dzisiaj skleić jakiegoś posta, a na polu dzisiaj była na prawdę baaaaaardzo zimno (wiosno, gdzie jesteś?!). Stąd właśnie ta klatka schodowa. A telefon? No cóż... Wszystkie moje zdjęcia są robione dość spontanicznie, a noszenie codziennie lustrzanki przy sobie spowodowałoby pewnie, że w krótkim czasie miałabym takie karczycho, że mogłabym startować w konkursie Strong Woman (jest w ogóle taki konkurs?) (albo w konkursie na największy kark w mieście...)


poniedziałek, 2 lutego 2015

Sun-day

Jak zawsze wpadam na chwile na bloga wrzucam zdjęcia i pędzę dalej. Nie lubię tak funkcjonować, ale z sesją została mi już ostatnia prosta, ostatni egzamin i będzie można trochę odsapnąć (tzn. JA zakładam, że to będzie mój ostatni egzamin, zobaczymy czy moje pozytywne nastawienie będzie podzielał mój wykładowca).
Ciągłe niewyspanie potęguje tylko we mnie moje sieroctwo życiowe i zwiększa liczbę siniaków i zadrapań na moim ciele - także jak widzicie sesja może być niebezpieczna dla zdrowia.
Ludzie zakładają, że zaczną spełniać swoje postanowienia "od jutra", u mnie funkcjonuje czas "po sesji". Wiec: po sesji zacznę robić więcej ładnych zdjęć na bloga, wrócę do treningów i chodzenia na siłownie, a w nowym semestrze będę się uczyć na bieżąco (ha, akurat...)


czwartek, 29 stycznia 2015

Pictures of me

Czasem bardzo żałuje, że doba nie ma 48h, wtedy na spokojnie wyrobiłabym się z wszystkim co planuje na dany dzień i jeszcze przy okazji zdążyłabym się wyspać.
Dzisiaj nie wzbije się na wyżyny moich umiejętności pisarskich (jakich umiejętności?) i obawiam się, że moja notka będzie trochę bez sensu. Jeszcze nie ma 21, a ja się muszę bardzo pilnować, żeby przypadkiem nie usnąć na klawiaturze...
Wrzucam, zatem zaledwie kilka swoich zdjęć, zrobionych bardzo bardzo na szybko. Obiecuje poprawę, jak tylko pokonam tego potwora, który zwie się potocznie sesja.


 
Wiem, wiem, że skarpetki z reniferami są średnio aktualne, święta już dawno minęły, trzeba wypatrywać wiosny, ale zobaczcie na te urocze noski! 

poniedziałek, 26 stycznia 2015

Monday

Cześć Wam!
Dzisiaj postanowiłam zrobić sobie dzień przerwy i po prostu odpocząć (tzn pół dnia przerwy jeśli mamy być już tacy dokładni). Od jakiegoś miesiąca nie mam zupełnie czasu na nic. Niestety tak bywa, jak się wymyśli, że chce się studiować dwa kierunki... Ogólnie funkcjonuje na trybach: spanie – nauka – zajęcia – nauka – spanie i tak codziennie. 
Ale! Jak już mówiłam, dzisiaj postanowiłam zwolnić trochę tempo, wyjść z domu, pokręcić się po galerii, wypić dużą bardzo słodką kawę i nie przejmować się niczym chociaż przez parę godzin (a przy okazji załapałam się na końcówkę wyprzedaży - same pozytywy :D ). Nawet udało mi się zrobić parę zdjęć!



sobota, 24 stycznia 2015

Mix of photo #1

Dzisiaj postanowiłam raz na jakiś czas dodawać zdjęcia, które zrobiłam w trakcie tygodnia i nie nadają się na zrobienie z nich całej osobnej notki. 
Ostatni tydzień to u mnie standardowo: nauka, nauka i spanie (i jedzenie ciastek w nocy). Nie za bardzo mam czas na cokolwiek innego, a nawet jeśli to jakoś totalnie nie mam weny na to, żeby robić sobie zdjęcia. Wiem, że to przejdzie, jak tylko zawita do nas słońce i bardziej wiosenna pogoda. Będzie wtedy można schować balerony do szafy (czytaj: puchate kurtki, w których wygląda się na jakieś 15 kg więcej i ciężko się w nich ruszać) i przywdziać coś bardziej wyjściowego (marzy mi się już ramoneska!). 
Ale póki co to dzisiaj przywitał mnie śnieg... Jak dobrze, że nie musze dzisiaj nigdzie wychodzić i mogę w spokoju przyglądać się temu zza szyby. 



czwartek, 22 stycznia 2015

Blue Thursday

Podobno w poniedziałek był najbardziej depresyjny dzień w roku. Nie prawda. Jeśli chodzi o mnie to właśnie dzisiaj jest jeden z tych dni kiedy szczytem samozaparcia jest wyjście z łóżka i zrobienie sobie kawy. Bo podobno kawa pomaga... Na wszystko. Ale widocznie we wszystko nie zalicza się depresyjny czwartek. 




sobota, 17 stycznia 2015

(Nie)Leniwy weekend

Hej, hej!
Nadaje do Was spod sterty książek, notatek i innych dziwnych rzeczy, które znajdują się, nie wiedzieć czemu, na moim biurku. 
Chwilowo totalnie nie mam jak robić zdjęć, a dodatkowo mój fotograf też się gdzieś zapadł pod ziemie, wiec ratuje mnie, albo dodawanie inspiracji z internetu, albo odgrzebywanie swoich staroci. 
Zdecydowałam się na to drugie, w końcu mój blog jeszcze w zeszłym roku nie istniał, wiec bezkarnie mogę powrzucać parę starych zdjęć, które uchowały się gdzieś w zakamarkach mojego laptopa (który zdecydowanie nie chce ze mną współpracować...).



Zakynthos


środa, 14 stycznia 2015

Rainy day

Robienie zdjęć jest dla mnie traumą. Uściślając jak ktoś mi robi zdjęcia to jest to dla mnie traumą. Jak gdzieś w pobliżu mnie, przypadkiem pojawiał się aparat, kończyło się to zawsze jednym - ucieczką.
A teraz? Proszę! Sama na własne życzenie robię są więcej zdjęć niż wcześniej robiłam w przeciągu roku.
Robienie zdjęć jest dla mnie traumą. Nigdy nie wiem co mam ze sobą zrobić. Ręce i nogi mi tylko przeszkadzają, włosy układają się nie tak, jak powinny, zaczynam robić dziwne miny i po jakiś 30 sekundach ze zrezygnowaniem stwierdzam, że fotomodelki to ze mnie nie będzie. Nie daj Boże, jak w promieniu 50km będzie ktoś przypadkiem przychodził. Wtedy to już jest dramat w trzech aktach! Mam ochotę uciec z krzykiem albo zapaść się pod ziemie i najlepiej już nigdy stamtąd nie wychodzić. A potem już jest tylko gorzej, bo trzeba te zdjęcia przeglądnąć. Wtedy to już w ogóle tracę wiarę w siebie, w ludzkość, w pokój na świecie i w to, że kiedyś uda mi się dodać zdjęcia, na których nie wyglądam jak ziemniak. 
W tym miejscu chcę powiedzieć, że podziwiam mojego fotografa, że jeszcze go szlag nie trafił (albo może już dawno trafił, tylko dzielnie nie pokazuje tego po sobie :*)



poniedziałek, 12 stycznia 2015

Zestawy #1

Dzisiaj zaprezentuje Wam post sesyjno - zestawowy. 
Dlaczego taki? Ano po pierwsze dlatego, że sesja zbliża się wielkimi krokami, a dla mnie to właściwie już nawet nadeszła (za każdym razem jak przychodzi sesja to zbiera mi się na refleksje - dlaczego ja to sobie robię? Ale o moich przemyśleniach egzystencjalno-sesyjnych w innym poście). Zestawowy, ponieważ kiedyś, z wielką frajdą kleiłam takie oto zestawy. Teraz już za bardzo nie mam na to czasu i chęci może też trochę brak, ale na moim komputerze wciąż jest folder z dość sporym zapasem owych outfitów. Będę do nich sięgać w krytycznych chwilach (czyli takich jak ta), gdzie nie ma czasu na zdjęcia, pogoda nie domaga, sesja się panoszy, jest poniedziałek, zupa była za słona i w ogóle wszystko jest źle i nie tak... 
Czy wam też dzisiaj wiatr chciał urwać głowę?














Starałam się wybrać zestawy, które chociaż w małym stopniu nadają się na obecną porę roku. Niestety w moich zbiorach stanowią one zdecydowaną mniejszość, a to tylko potwierdza, że zima nie jest dla mnie.

piątek, 9 stycznia 2015

you're never fully dressed without a smile

Bez czego nie wyobrażacie sobie swojej garderoby?
Bo ja bez... T-shirtów. Nie mam pojęcia czym spowodowana jest ta miłość, ale uwielbiam je pod każdym względem i w każdym wydaniu (i przyjmę ich nieograniczoną ilość zawsze i wszędzie). 
To dziwne, ale mój styl z wiekiem zamiast stawać się coraz bardziej elegancki i stonowany, staje się coraz bardziej luźny i kolorowy (tutaj słyszę liczne śmiech, osób, które przez 350 dni w roku widzą mnie w czarnych ciuchach - ale tak, wbrew pozorom - ubieram się bardziej kolorowo :p). Co można zobaczyć na poniższych zdjęciach. A tak właściwie to nienawidzę czerwonego... Co także można zobaczyć na poniższych zdjęciach.



wtorek, 6 stycznia 2015

Zimo, ahh to Ty...


Zachęcona zwiększeniem ruchu sieciowego na moim blogu (jakiego ruchu? 9/10 wejść to moje wejścia - próbuje okłamać sama siebie :P ) zabrałam się za smarowanie kolejnej notki, ale... Nie za bardzo mi to wychodziło.
A myślałam, ze pisanie na blogu jest łatwe, miłe i przyjemne. Póki co okazuje się, ze to raczej dramat, pot i łzy. No cóż, liczę, ze z czasem rozwinę skrzydła i pisanie będzie mi przychodziło z większa łatwością.

Spadł śnieg. Dużo śniegu. Jak dla mnie porażająca ilość (w sumie to dla mnie każda ilość powyżej 1 mm, jest przerażająca). A ja lubię słońce i wiosnę. Zima kojarzy mi się z ciągłym katarem, marznięciem na przystankach i obitym tyłkiem (śliskie ulice + moje życiowe sieroctwo = trudności z siadaniem przez jakiś czas). Im większa ilość śniegu za oknem, tym głębiej mam ochotę się wbić pod kołdrę i nigdy spod niej nie wychodzić. 

(Tutaj miały być piękne zdjęcia naszej zimy, ale jestem za bardzo leniwa, że wygrzebywać spod sterty kocyków i iść na spacer żeby porobić jakieś focie).

Nawet zdjęć porobić nie ma jak, bo codziennie chodzę odziana w Baleron (czyli moją super - hiper - mega ciepła kurteczkę, która wygląda jak reklamówka termoizolacyjna), moje ukochane Emu (nie obchodzi mnie, ze to to jest brzydkie i niekobiece - oczywiście, ze jest - ale za to jakie cieplutkie i milutkie!) i zaszalikowana tak, ze widać mi tylko jedno oko (może to jest powód obitego tyłka? ). I nijak nie pasuje to do poważnego bloga, który zamierzam prowadzić.
Pewnie tylko Ci starsi i mądrzejsi od mnie, którzy mówili mi "tylko ubierz się ciepło dziecko!", byliby ze mnie dumni, widząc jak śmigam po ulicach opatulona od czubka głowy po same stopy, przypominając krzyżówkę yeti z polarnikiem.


Nie mogę Was przecież zostawić, bez żadnych zdjęć, w końcu to już mój drugi post! 
Ostatnio jakoś w końcu poczułam o co chodzi z tym, że wszyscy robią sobie selfie ( żartuję, dalej tego nie czuję, jak widzę aparat to uciekam z krzykiem), ale pomyślałam sobie, że jak wszyscy robią, to czemu i ja nie mogę spróbować? Więc zrobiłam - standardowe selfie (telefon na pierwszym planie jest, łazienka jest, ja też jestem) - i z nim właśnie go Was zostawiam, chyba nie wyszło najgorzej? :P


niedziela, 4 stycznia 2015

Ciężkie początki


Gdy zastanawiałam się nad celami na rok 2015, wpadła mi do głowy szalona myśl "A może założyłbym bloga?". 
W odpowiedzi na to natychmiast pojawiło się milion myśli:
- Nieeee no, kompletnie oszalałaś...
- Kto ma na to czas?
- Po co Ci to?!
- Nikt nie lubi blogerek. 
- I niby o czym Ty będziesz pisać?
- (I moje ulubione) Co pomyślą znajomi jak to zobaczą?

Zaraz potem pojawiły się myśli w kontrataku: ale przecież ja lubię pisać i lubię dzielić się swoimi spostrzeżeniami z innymi... Gdzie będę mogła pisać swoje wywody jak nie na blogu? Bijąc się z myślami, nawet nie wiedząc kiedy, zaczęłam odkurzać swojego starego bloga, którego prowadziłam za młodu (czyli jakieś 3 lata temu :P ). Niestety blog wtedy długo nie wytrzymał, ponieważ cały czas cierpiałam na schorzenie "no i co ja mam tutaj napisać?". (Jakby ktoś się jeszcze nad tym zastanawiał, to jest dokładnie ten blog, na który właśnie trafiliście).
Teraz mądrzejsza o 3 lata doświadczenia (czyli wcale nie o wiele mądrzejsza), stwierdzam, że to już najwyższy czas na reaktywację. 

Wiec właśnie dlatego (na próbę?) tutaj jestem i zobaczymy, czy zostanę tu na chwile czy na dłużej. Mam nadzieje, ze mi się to spodoba i uda mi się prowadzić tego bloga. W końcu to mój cel na rok 2015 i głupio go porzucać na samym początku...