poniedziałek, 23 lutego 2015

Bonfire heart

Cześć!
W ostatnim poście pisałam Wam, że błogie lenistwo dobiega końca. Owszem, ale nie byłabym sobą jakbym czegoś nie pomieszała. Tak, wracam na uczelnie, ale nie dzisiaj, tak jak myślałam, ale jutro. Jakimś cudem ogarnęłam to wcześniej, co uchroniło mnie od odbicia się od zamkniętych drzwi mojej Alma Mater. Dostałam, więc, w gratisie, jeden dodatkowy dzień lenistwa - został spożytkowany w 100%. Skłamałabym jednak, jakbym powiedziała, że wracam na uczelnie naładowana nową energią i motywacją, jest zupełnie odwrotnie. Jakbym mogła mieć jeszcze trochę wolnego chętnie bym z niego skorzystała. 


Chyba głupieje na stare lata. Robiąc te zdjęcia przez większość czasu skakałam jak mała sarenka albo robiłam dziwne miny (stąd liczba zdjęć jest ograniczona do niezbędnego minimum). Dodajcie to tego okropny wiatr i macie odpowiedz dlaczego niektóre zdjęcia są albo obcięte albo przycięte (albo w ogóle nie nadają się do publikacji).



Na co dzień najbardziej lubię luźne i sportowe ciuchy. Nie przepadam jak coś mnie obciska albo krępuję ruchy. Co nie oznacza, że nie lubię butów na obcasie - bardzo lubię, ale jak rano staję przed wyborem wygodnie czy ładnie - zawsze wybiorę wygodnie. 

A jak jesteśmy przy temacie butów, to ostatnio dorwałam takie oto cudeńka:



Kocham buty w męskim stylu. Im "cięższe", z mniejszą ilością ozdób, tym lepsze. Te, mają jeszcze dodatkowo odwijaną cholewkę, wiec można powiedzieć, że są 2 w 1 :P.


To jedyna bluza z kapturem, którą mam w mojej szafie. Nie przepadam za takimi ciuchami, ale w tej spodobał mi się przede wszystkim krój. Fakt, że mogę ją ubrać na wiele okoliczności, też nie jest bez znaczenia.  
T-shirt, który mam na sobie, ma chyba tyle lat co ja. Nie pamiętam kiedy go kupiłam, jest o jakieś 4 rozmiary za duży, ale spodobał mi się print, a ja (jak już może wiecie) nie przepuszczę żadnemu t-shirtowi z fajnym printem.



Dzisiaj, coś mi ciężko idzie pisanie do Was. Nie mam za bardzo weny i pomysłu, a moje zabójcze poczucie humoru dzisiaj chyba nie działa. Pewnie poszło spać i przygotowuje się na jutrzejszy Armageddon (czyli poranne wstanie na uczelnie i spędzenie tam całego dnia).



Miałam iść dzisiaj na siłownie, ale mój Leń (wredny kosmaty stwór) mi na to nie pozwoli. I serio nie chciałam zjeść tej 1,5 tabliczki czekolady w weekend. Żartuje! Bardzo chciałam i niczego nie żałuje! Czekoladę z Oreo mogę jeść kilogramami (pójdzie w cycki). Teraz doszła kolejna miłość - o smaku waniliowego (?) puddingu. Czy za lokowanie produktu mogę dostać dożywotni zapas czekolady?





Bluza: Benetton | T-shirt: Promod | Spodnie: Stradivarius | Buty: Venezia

10 komentarzy:

  1. lubie takie zwyklaki:) buty,chustę i spodnie chętnie bym pożyczyła!

    OdpowiedzUsuń
  2. bardzo fajny t- shirt :)

    Pozdrawiam A.,
    hipnature.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. OO widzisz, fajnie mieć czasem taką niespodziankę, w postacie dodatkowego wolnego dnia :) hehe
    Zdjęcia wyszły super, mega pozytywnie, luz i wygoda przede wszystkim :)
    I ta asymetryczna narzutka bardzo mi się podoba :)
    miłego dnia :)
    Daria

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. takie niespodzianki są najlepsze :P
      dziękuje bardzo :*

      Usuń
  4. Masz świetne buty, bardzo mi się podobają :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak zwykle inspirujący post! Zawsze znajduję tutaj coś dla siebie i to mnie tutaj przyciąga :) Powodzenia w dalszym blogowaniu! Buziaki

    http://nicoolblog.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń