piątek, 27 lutego 2015

Jubel

Cześć ;)
W końcu dobiegł końca pierwszy uczelniany tydzień (a myślałam, że ten dzień nigdy nie nastąpi). Ogólnie to była jedna wielka masakra. Wydaje mi się, że będę przez kilka następnych miesięcy gościem w moim domu, a większość mojego czasu będę spędzać na zajęciach (kto wymyśla te beznadziejne przerwy między wykładami?).
Podsumowując upływający tydzień: jeden z moich wykładowców jest psycholem (serio! ); podobno to ja jestem nieogarnięta życiowo i robię awantury z byle powodu, ale zdecydowanie mogłabym się uczyć, w tej materii, od pań z dziekanatu. Ja na prawdę nie wiem o co tym kobietom chodzi. Chciałam je zrozumieć, ale serio się nie da. 



poniedziałek, 23 lutego 2015

Bonfire heart

Cześć!
W ostatnim poście pisałam Wam, że błogie lenistwo dobiega końca. Owszem, ale nie byłabym sobą jakbym czegoś nie pomieszała. Tak, wracam na uczelnie, ale nie dzisiaj, tak jak myślałam, ale jutro. Jakimś cudem ogarnęłam to wcześniej, co uchroniło mnie od odbicia się od zamkniętych drzwi mojej Alma Mater. Dostałam, więc, w gratisie, jeden dodatkowy dzień lenistwa - został spożytkowany w 100%. Skłamałabym jednak, jakbym powiedziała, że wracam na uczelnie naładowana nową energią i motywacją, jest zupełnie odwrotnie. Jakbym mogła mieć jeszcze trochę wolnego chętnie bym z niego skorzystała. 


piątek, 20 lutego 2015

There is nothing chocolate can't fix

Taki dokładnie napis znajduje się na mojej koszulce. Musicie mi uwierzyć na słowo, bo mimo moich usilnych prób na żadnym zdjęciu nie widać tego do końca (podczas robienia zdjęć było tak zimno, że nie pokusiłam się o zdjęcia bez mojej parki). Jak tylko ją zobaczyłam, wiedziałam, że koszulka z takim napisem, musi znaleźć się w mojej kolekcji (zgodnie z moją ideologią życiową: Nigdy za dużo bluzek z fajnym printem/napisem).

Dzisiaj zawitała wiosna. Pierwszy raz od niepamiętnych czasów ubrałam się ZA ciepło i nie dygotałam z zimna. Mam nadzieje, że to już stan na dłużej i że na dobre będzie można pomachać na pożegnanie zimowym baleronom.



środa, 18 lutego 2015

Mix of photo #3

W sumie to, nie miałam w planach dzisiaj pisać notki, ale coś mnie podkusiło, żeby tutaj napisać i ogłosić, że środa była - Dobrym Dniem. Jeszcze nie wiem co ostatecznie z tego dnia wyjdzie, ale czuje, że coś dobrego. Też tak czasem macie? Że wewnętrznie czujecie, że coś się stanie? Jeśli tak to wiecie jak się dzisiaj czuje.
W sumie nie jestem zbytnio przygotowana zdjęciowo do notki. Mam soczyste jeszcze świeże zdjęcia, (przez które o mało dzisiaj nie zamarzłam) ale muszą jeszcze poczekać na swoją kolej. Tak więc dzisiaj będzie kolejna odsłona misz-maszu, czyli zdjęcia z mojego tygodnia.


poniedziałek, 16 lutego 2015

Flaws

Cześć!
Chciałam stwarzać pozory, że zostawiłam moją parkę i koc w domu, ale nie będę Was oszukiwać - jestem totalnie przyklejona zarówno do jednego, jak i do drugiego i raczej się z nimi nie rozstaje. Także bądźcie gotowi na to, że 90% stylizacji będzie zawierało ową parkę i szal. Tak już mam, że jak coś skradnie moje serce to chodzę w tym na okrągło - taki mój urok (pomijam fakt, że w sumie to moja jedyna kurtka, która nadaje się na obecną porę roku - jak widzicie słaba ze mnie blogerka :P) 



piątek, 13 lutego 2015

Beautiful Day

Piątek 13 zupełnie nie jest mi straszny, szczególnie jak za oknem dużo słońca i ciepła. Pewnie widzieliście, że zrobił się bardzo ciekawy trójkąt: Tłusty Czwartek, Piątek 13 i Walentynki - no cóż, to dość ciekawe połączenie (ciężko o kombinacje trzech gorszych dni w roku - chyba, że jakiś cudem wypadłyby 3 poniedziałki pod rząd...)
Jestem z siebie bardzo dumna, bo nie zjadłam wczoraj żadnego pączka i dodatkowo zwlekłam się na siłownie - dietę trzeba trzymać... eee no, taaaa... dzisiaj moja dieta się opiera na zapiekance z krakowskiego Kazimierza (jeśli kiedyś będziecie w Krakowie to musicie spróbować, są najlepsze na świecie!). No cóż, najpierw masa, potem rzeźba (ewentualnie w moim przypadku: najpierw masa, potem... masa). 


wtorek, 10 lutego 2015

Mix of photo #2

Dzisiejszy wtorek ogłosiłam Najbardziej Leniwym Wtorkiem lutego. Od rana siedzę w cieple, pije kawę, oglądam pierdoły w tv i czytam książkę. Zauważyłam, że moje książkowe gusta się zmieniły i od klasyki literatury przeskoczyłam na książki o zombiakach i śmiercionośnych wirusach, które zabijają połowę populacji ludzkiej. Ehh, na starość głupieje... 
Przedstawiam Wam plany na dzisiejszy dzień w wielkim skrócie:


I moje plany na dzisiejsze popołudnie w wielkim skrócie:


Muszę się przyznać, że po przedwczorajszym treningu mam zakwasy na żebrach. Nie wiedziałam, że można mieć w tym miejscu zakwasy, ale jak widać można i to całkiem bolesne. Nie byłabym jednak sobą, gdybym po wczorajszej siłowni nie wsunęła czegoś niezdrowego, czego zdecydowanie nie powinno się jeść po siłowni. No cóż życie i cała ja ;P


Jeszcze sesyjne zdjęcie, które postanowiłam nazwać "Geniusz panuje nad chaosem". Niestety moja mama nie podziela tego zdania, nie pomaga nawet wspieranie się Einsteinem i jego powiedzeniem, że skoro zabałaganione biurko jest oznaką zabałaganionego umysłu, to czego oznaką jest puste biurko? Zawsze wtedy słyszę: "Fajnie, ale nie jesteś Einsteinem". Jeszcze nie, ale wszystko przede mną...


Zdjęcie z niedzielnego spaceru. Wtedy jeszcze zima nie była aż taka zła. Teraz jest. Wczoraj wyszłam tylko na chwilkę i prawie zamarzłam. Było AŻ -3 stopnie! (Chyba ktoś sobie potwornie ze mnie zakpił i kazał mi żyć nie w tym klimacie, w którym byłoby mi dobrze...)


Sobotni Fed Cup. Radwańska vs. Kuzniecowa. Ten mecz utwierdził mnie w przekonaniu, że tenis jest ciekawy tylko wtedy, gdy oglądasz go przed swoim telewizorem, możesz przełączyć, gdy Twoja faworytka przegrywa lub gdy właśnie jesteś na kortach Rolland Garros, sącząc zimnego drinka i sprawdzasz na swoim Rolexie, ile jeszcze czasu zostało Ci do lunchu koło wieży Eiffla (wybaczcie, nie byłam w Paryżu i nie wiem czy koło wieży Eiffla można zjeść lunch...)


Na koniec: w smutku, po moich włosach. Standardowa ja: podskakuje za radości jak idzie do fryzjera, rozpacza potem przez miesiąc, że ścięła włosy...

piątek, 6 lutego 2015

So cold

Cześć Wam!
Dzisiaj przedstawiam Wam kwintesencje mojego blogowania, czyli zdjęcia na klatce schodowej zrobione telefonem ;P Mam coś jednak na swoje usprawiedliwienie - bardzo mi zależało, żeby w końcu dzisiaj skleić jakiegoś posta, a na polu dzisiaj była na prawdę baaaaaardzo zimno (wiosno, gdzie jesteś?!). Stąd właśnie ta klatka schodowa. A telefon? No cóż... Wszystkie moje zdjęcia są robione dość spontanicznie, a noszenie codziennie lustrzanki przy sobie spowodowałoby pewnie, że w krótkim czasie miałabym takie karczycho, że mogłabym startować w konkursie Strong Woman (jest w ogóle taki konkurs?) (albo w konkursie na największy kark w mieście...)


poniedziałek, 2 lutego 2015

Sun-day

Jak zawsze wpadam na chwile na bloga wrzucam zdjęcia i pędzę dalej. Nie lubię tak funkcjonować, ale z sesją została mi już ostatnia prosta, ostatni egzamin i będzie można trochę odsapnąć (tzn. JA zakładam, że to będzie mój ostatni egzamin, zobaczymy czy moje pozytywne nastawienie będzie podzielał mój wykładowca).
Ciągłe niewyspanie potęguje tylko we mnie moje sieroctwo życiowe i zwiększa liczbę siniaków i zadrapań na moim ciele - także jak widzicie sesja może być niebezpieczna dla zdrowia.
Ludzie zakładają, że zaczną spełniać swoje postanowienia "od jutra", u mnie funkcjonuje czas "po sesji". Wiec: po sesji zacznę robić więcej ładnych zdjęć na bloga, wrócę do treningów i chodzenia na siłownie, a w nowym semestrze będę się uczyć na bieżąco (ha, akurat...)