środa, 18 lutego 2015

Mix of photo #3

W sumie to, nie miałam w planach dzisiaj pisać notki, ale coś mnie podkusiło, żeby tutaj napisać i ogłosić, że środa była - Dobrym Dniem. Jeszcze nie wiem co ostatecznie z tego dnia wyjdzie, ale czuje, że coś dobrego. Też tak czasem macie? Że wewnętrznie czujecie, że coś się stanie? Jeśli tak to wiecie jak się dzisiaj czuje.
W sumie nie jestem zbytnio przygotowana zdjęciowo do notki. Mam soczyste jeszcze świeże zdjęcia, (przez które o mało dzisiaj nie zamarzłam) ale muszą jeszcze poczekać na swoją kolej. Tak więc dzisiaj będzie kolejna odsłona misz-maszu, czyli zdjęcia z mojego tygodnia.




Tak. To są moje spodnie. Najlepsze spodnie jakie sobie kupiłam od dobrych paru lat. I tak, są w króliczki (podobno bardzo modny motyw w tym sezonie :P ). Żeby dodać stylizacji pazura, dobrałam do niej skarpetki w renifery. Może to dość niespotykanie połączenie króliki i renifery, ale moda, podobno nie zna granic. Zapomniałam o najważniejszym: spodnie są puchate. To mówi wszystko.



Wiem, że (chyba?) to zdjęcie już wrzucałam. Ale teraz je ładnie przerobiłam, wycięłam itp itd. Przedstawia ono MUR. Ale nie jest to taki zwykły mur. To krakowski mur. Na krakowskim Kazimierzu, koło krakowskiej Wisły.


Poranki poza Krakowem są takie ładne. Każdy (nawet ja - czyli typowa Miastowa Dziewoja) musi czasem się wyrwać z miasta i trochę odpocząć. Tak, więc spędzam weekendy (powinnam się uczyć, ale ciiii). Cisza, spokój i brak smogu - tyle wystarcza do pełni szczęścia. (Ładnie oczywiście przerobione, bo czasem jak widzę jakie zdjęcia robi mój telefon to zastanawiam się, czy w poprzednim wcieleniu nie był kalkulatorem...)


W ramach ciekawostki: to mój termometr zaokienny. Jakby ktoś był ciekawy ile wczoraj było stopni w Krakowie to... 32. No cóż, widocznie nie tylko ja tęsknie za wyższą temperaturą.
Kolejna ciekawostka: zmieniłam nagłówek (Boże. Ja sama zrobiłam coś na komputerze i on nie wybuchł :O). Musze przestać tak szaleć, bo jeszcze zacznie mi się ten blog podobać i co wtedy będzie?
I ostania już dzisiaj ciekawostka: pobiłam swój życiowy biegowy rekord (co prawda na bieżni na siłowni, ale przecież też się liczy). Jestem z siebie dumna! Chyba w nagrodę zjem czekoladę :D
Zaczęłam nosić ze sobą moją lustrzankę - moja torebka zamiast 10 kg, waży teraz 15, no cóż... takie ciężkie życie blogerki.

10 komentarzy:

  1. Z miłą chęcią odwiedziłabym Kraków! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Też dorzuciłam swoje 5 kg do torebki ;) post bardzo naturalny, świetnie mi się czyta... A co do stroju ze zdjecia nr 1- bardzo mi się podoba! Chętnie bym tak polatała po domku ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Termometr faktycznie zaszalał :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwialbiam takie słodziaszne skarpetasy < 3

    OdpowiedzUsuń