Dzisiaj zawitała wiosna. Pierwszy raz od niepamiętnych czasów ubrałam się ZA ciepło i nie dygotałam z zimna. Mam nadzieje, że to już stan na dłużej i że na dobre będzie można pomachać na pożegnanie zimowym baleronom.
Z wielkim smutkiem przyjmuje wiadomość, że przerwa od uczelni właśnie dobiera końca... Od poniedziałku skończy się błogie lenistwo i trzeba będzie wrócić do nauki, bo pierwszy egzamin już za... miesiąc. W sumie to taki pseudo egzamin, bardziej to trzeba nazwać konkursem przedmiotowym, ale akurat bardzo mi zależy na tym żeby to zdać, zaliczyć i nie-do-końca-zapomnieć, bo się kiedyś przyda. (Jak sobie przypomnę, kto mnie namówił do studiowania dwóch kierunków, to marny jego los!)
Pisanie tego posta, to bardziej regularna walka z moim laptopem, niż prawdziwe pisanie. W czasie gdy on "mieli" zdążyłabym wyjść z psem na spacer albo ugotować obiad. No co mam zrobić, że on nie chce ze mną współpracować i się buntuje (nie, kolor moich włosów nie ma tu nic do rzeczy...). Po prostu mój laptop mnie nie lubi (z całą wzajemnością - jakbym mogła to bym go wyrzuciła przez okno).
Pozytyw ostatniego miesiąca: wróciłam do formy sprzed 4 miesięcy, kiedy to nie wiedzieć czemu przestałam ćwiczyć (tzn wiedzieć czemu - wszystko przez studia i ciągły brak czasu). Złapałam tak zwaną, po młodzieżowemu, zajawkę (zabrzmiało to jakbym miała 68 lat) i mimo, że nie jestem specem w dziedzinie ćwiczeń i diet to jakieś efekty zaczynają być widoczne (jak już będę mieć figurę jak Adrianna Lima to podzielę się nią na blogu, będzie to miało miejsce, mniej więcej... nigdy - moja miłość do pizzy i wszelkiego rodzaju makaronów, jest zbyt wielka żeby mogła się zakończyć zdradą z mojej strony i zamianą ich na owsianki i oczyszczające herbatki).
Uwielbiam spodnie tego typu, zwane przez niektórych "poobgryzane przez psa" (mój mężczyzna), bądź "wyglądasz w nich jak menel" (moja rodzicielka). Obecny asortyment sklepów mi bardzo odpowiada, bo w praktycznie każdym można dorwać coś podobnego: trochę oberwane, mało oberwane, bardzo oberwane, oberwane od uda do połowy łydki (to moje ulubione).
Buty to także jedne z moich ulubionych. Polowałam na nie z dobry rok, aż trafiła się oferta, której się nie odrzuca. Kiedyś zarzekałam się, że nigdy takich nie ubiorę. Po raz kolejny: "Nigdy nie mów nigdy". (To teraz czekam na zajawkę na różowe spodnie).
(Użyłam w poście 2 razy słowa "zajawka" - chyba coś ze mną dzisiaj nie jest do końca dobrze).
Nawiązując jeszcze do sklepów, to ostatnio zachwyciła mnie nowa kolekcja Zary. Bazuje na moim ukochanym stylu - militarnym. Jakbym tylko miała pieniądze to już bym wykupiła 3/4 sklepu, ale nie mam, więc zostaje mi czekać na przeceny, kiedy to nagle wszystko przestanie mi się podobać.
Czy Wy też tak macie? Jak wchodzi nowa kolekcja - chcecie kupić wszystko, a gdy ją przeceniają to jest niet?
Parka: Springfield | Bluzka: Zara | Spodnie: Cropp | Buty: Aldo | Czapka: H&M
Bardzo fajny look :)) Podobają mi się takie czapy :)
OdpowiedzUsuńSuper spodnie!
OdpowiedzUsuńciekawy zestaw :)
OdpowiedzUsuńDobra ta bluza;-) i podobają mi się buty <3 Co do egzaminu - powodzenia!:)
OdpowiedzUsuńSandicious
Zestaw świetny na spacery :) być może już niedługo zrzucimy kurtki i w końcu będzie ciepło! Print jest super, też bardzo takie lubię :)
OdpowiedzUsuńwww-two-more-bloggers.blogspot.com
ładny lakier do paznokci :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam takiego typu jeansy < 3
OdpowiedzUsuńświetnie wyglądasz :)
OdpowiedzUsuńzapraszamy częściej do nas...
www.mynaszstyl.blogspot.com
Super wyglądasz :)
OdpowiedzUsuńjaką masz super czape!!!!
OdpowiedzUsuńJa takie spodnie uwielbiam, a u Ciebie bardzo fajnie wyglądają z parką i bluzką:)
OdpowiedzUsuńdwa kierunki studiujesz - szacun!:) (mnie mama chciała namówić na drugi kierunek w trakcie studiów, ale ostro protestowałam;)